26 grudnia 2017

W rytmie "slow"



W tym roku w  Holandii pobity został kolejny rekord Guinessa w kategorii „od owcy do swetra”. Strzyżenie owcy, uprzędzenie nitki i wreszcie wydzierganie swetra zajęło niemiecko-holenderskiej grupie Groenewoud zaledwie 4 godziny, 45 minut i 53 sekundy. Mnie wydzierganie swetra dla małej dziewczynki zajęło miesiąc. To mi dało tylko do myślenia, że jeżeli chcę robić więcej niż 12 projektów w roku, to muszę się przestawić na czapki i to najlepiej dla lalek. Szybciej się nie da, tak więc marzenia o Super-Matce-Czarodziejce, co to choremu dziecku w tydzień machnie sweterek na zimę, legły w gruzach. Życie.


A sweterek godny polecenia, szczególnie tym co to boją się warkoczy jak diabeł święconej wody. Projekt „Little Lira” Pauli Wiśniewskiej jest wyjątkowo klarownie napisany – pierwsze rzędy panicznie odhaczałam ołówkiem, ale potem wpadłam w ten rytm i już wiedziałam kiedy zdjąć oczka, kiedy zrobić skręt i w którą stronę. Co więcej, sweter jest świetnie skrojony – niby luźny, ale jednak dopasowany. I niezwykle dziewczęcy!

 







 To chyba ostatni projekt na 2017 rok. Oficjalnie oświadczam, że moje siły przerobowe zwiększą się, ale na emeryturze. Nie ma co gonić, trzeba zmienić nastawienie i celebrować. Ja zacznę od zamówienia tej książki:


 Pozdrawiam Was ciepło i jeszcze świątecznie.

Dane techniczne:
Projekt: Little Lira Pauli Wiśniewskiej
Włóczka: Drops Merino Extra Fine (5 motków)

26 listopada 2017

Drugie życie swetra



Półtora roku temu zrobiłam sweter projektu Suvi Simola. Pierwszy bezszwowy, robiony od góry, z ażurowymi wstawkami, no dumna byłam z siebie niemiłosiernie. 


No a potem palnęłam się w czoło, bo w tym całym dziewiarskim uniesieniu zapomniałam o sobie – o tym, że chronicznie nie lubię ozdobników. No tak już mam i koniec. Im prościej tym lepiej. Nie oznacza to, że takie projekty w ogóle mi się nie podobają! Podobają mi się, ale… u innych. Tak więc stałam się posiadaczką swetra, który lekką ręką (serio, czułam to) postarzał mnie o jakieś półtorej dekady. Wisiał sobie smętnie w szafie, bo przecież nie będę wyrzucać tak szlachetnej mieszanki wełny (merynos+jedwab).

No i przyszła zima. Zaczęłam szukać zimowych akcesoriów dla moich dzieci, ale na sklepowych półkach zalegał tylko akryl i to jeszcze w kosmicznych cenach. Tak powstał pomysł sprucia swetra Cioci-Kloci i zrobienia prostego zimowego zestawu dla małego P. Przejrzałam bezkonkurencyjną pod względem oferty szalików stronę Purl Soho i po zrobieniu kilku próbek wybór padł na Seafaring Scarf (klik).


Schody zaczęły się przy czapce, bo ja tak naprawdę czapek robić nie umiem. Niby 3 mam w swoim dorobku, ale nie polubiłam się ani z drutami pończoszniczymi, ani z techniką Magic Loop. Do czasu kiedy Chmurka opublikowała post (klik) o tej technice właśnie i niby wielkich rewolucji nie wprowadziła, ale dzierganie małych obwodów na drutach z żyłką stało się dla mnie bułką z masłem. 

Czapka miała być prosta (żeby się nie zniechęcić) , ale nie za bardzo (wiadomo, żeby jednak przybić sobie z dumą piatkę). I tak na druty wskoczył projekt Irma hat, który zdecydowanie polecam początkującym czapkorobom.


Młody porządnie owinięty, w szyję grzeje, nic nie gryzie, nic się nie mechaci. Mogę spać spokojnie, z resztą zobaczcie sami.









Włóczka: Julie Asselin Leizu DK, kolor: Touareg
Szalik: Seafaring Scarf, Purl Soho
Czapka: Irma hat


Idę dalej za ciosem i robię sweter dla małej M. Akrylu nie kupię i już. Pozdrawiam!

5 października 2017

Otulenie



Lubię te momenty gdy jesienne słońce chyli się ku zachodowi, światło staje się miękkie i rozproszone, a ja otulona w wełniany szal wciągam powietrze ciężkie od wilgoci. Czasami zwykłe słowa płoszą obraz skrywany pod powiekami. Dziś zostawiam Was z porcją zdjęć i z wierszem, tyle razy czytanym i tak dobrze oddającym to, co teraz czuję. 


 Letnie lśnienia, miły, chyba już za nami,
brzozy przeglądają przedjesienny żurnal,
chłodne ranki ścielą bladych mgieł aksamit,
we wrzosach zastygła liryczna zaduma.

Z szumiącej wikliny czas uplótł koszyki,
babie lato nitką nostalgii je zdobi,
łąki rozedrgane żurawim okrzykiem,
nad klonami szepcze zapach karminowy.

Jeszcze trochę słońca w przesianej zieleni,
w dzikiej koniczynie został zapach lata,
na paciorkach rosy, stubarwnym deseniem,
rozsiadła się cisza w jabłek aromatach.

Otulę cię w wiersza koronkowy szalik,
aby nie ochłodły twoje letnie myśli,
słowem, jak iskierką mogę je rozpalić,
zatrzymam zwątpienia jesiennego wyścig.







 
Wiersz: Ewa Pilipczuk
Szal: ‘Color Spell’ Joji Locatelli
Włóczka: Tuku Wool i Julie Asselin